piątek, 1 kwietnia 2011

Bajka Starego Człowieka

Pewnego razu gdy Stary Człowiek siedział przy stole w kuchni, przyszedł do niego wnuczek i zdecydowanym ruchem wgramolił mu się na kolana.
Dziadek, bajka! ─ Zażyczył sobie głosem niedopuszczającym nawet cienia sprzeciwu. Cóż, bajka to bajka, niech będzie bajka, ─ ale o czym chcesz, by ta bajka była?
─ O drzewach, kwiatach, zwierzątkach i o wróżkach. I żeby się dobrze kończyła. Nie tak jak w telewizorku. ─ A co nie podobają się Ci już bajki w telewizji? ─ Zaniepokoił się Stary Człowiek. ─ Podobają się, podobają, ale nie wszystkie. Niektóre są strasznie głupie.
─ Głupie? Nie rozumiem. Co w nich jest takiego głupiego? ─ Stary Człowiek, przeciągał rozmowę, by zyskać na czasie i obmyślić jakąś sensowną historyjkę. Nie chciał zawieść pokładanego w nim zaufania, że jego bajki nie są tak głupie jak w telewizji.
─ Dziadek, znowu zagadujesz. ─ Buzia dziecka zaczęła niepokojąco się zmieniać, usta przybrały kształt podkówki a oczy lekko się zaszkliły. ─ Nie, nie, wcale nie zagaduję, ─ Stary Człowiek poczuł się lekko speszony, że tak łatwo rozszyfrowano jego manewry. ─ Ale wiesz, dziadek musi mieć czas, by taką specjalną bajkę ułożyć, żeby było w niej i o drzewach, i kwiatach, zwierzątkach, no i o wróżkach. I żeby się jeszcze dobrze kończyła. ─ Stary Człowiek ocierał delikatnie łezki w kącikach oczu malca i dodał. ─ Zaraz bajka będzie gotowa i dziadek na pewno ją opowie, ale powiedz mi dlaczego uważasz, że bajki w telewizji są głupie. To bardzo dla mnie ważne, nie chciałbym aby moja bajka była głupia. Mały popatrzył uważnie w zmęczone oczy Starego Człowieka i widocznie zobaczył, że tym razem dziadek go nie nabiera, bo bardzo poważnym tonem powiedział.
─ Wiesz dziadku, Tobie mogę powiedzieć, Ty mnie zrozumiesz, bo Mama ─ tu ściszył głos i ciągnął dalej konfidencjonalnym tonem. ─ Mama to by chciała, żebym oglądał same bajki dla maluchów a ja jestem przecież już duży, idę niedługo do przedszkola.
─ Synku, znowu męczysz dziadka. ─ Kobiecy głos dochodzący z sąsiedniego pokoju nasycony był troską. ─ Nie powinien ojciec mu tak pozwalać włazić sobie na głowę. ─
─ Wcale mnie nie męczy, wiesz jak bardzo lubię z nim przebywać. Nie zabraniaj mu pobyć ze mną. Właśnie ustalamy jaka ma być nowa bajka. ─
─ No dobrze, ale nie męcz synku, dziadka. Zaraz pójdziemy na spacer, tylko coś tu jeszcze muszę dokończyć. ─ Głos matki ścichł gdzieś w oddali.
─ No dobrze, wszystko już jest ustalone. Ty masz mnie nie męczyć. Ja mam wymyślić nową bajkę, która ma być o drzewach, kwiatach, zwierzątkach i o wróżkach. I żeby się dobrze kończyła. I ma być dla dużych dzieci a nie dla maluchów, zgadza się? ─
─ Tak dziadku. ─ Energicznie przytaknął mały człowieczek. Jego jasna buzia cała promieniała pogodą ducha, gdy podnosił swoje ufne oczy do Starego Człowieka. Ten pogładził jasną główkę wnuczka i zapatrzył się gdzieś w przestrzeń, z której spływała bajka.
─ Czy wiesz skąd na stole, drewnianych ścianach i szafkach są czasem takie dziwne sęki? Wyglądają jak oczy, prawda?
─ Nie, nie wiem.
─ No to właśnie o tym będzie ta bajka. Posłuchaj wnuczku.
─ O sękach? Znowu mnie nabierasz dziadku.
─ Sza, wcale cię nie nabieram. Nic już nie mów. Bajka się zaczyna.
Dawno, dawno temu, mniej więcej w ostatni piątek, był sobie las. Nie to nie tak, to z Kubusia Puchatka. Nieważne zresztą kiedy, w każdym razie dawno temu, był las. W tym lesie była, żyła, piękna wróżka. Bo przecież wróżki są piękne, jak są brzydkie to się nazywają czarownicami, prawda? Wszyscy o tym dobrze wiedzą. Wróżka opiekowała się lasem. Doglądała drzew, roślinek w lesie. Dbała, by zwierzątka miały co jeść i by między nimi była zgoda. W każdym razie powinna o to dbać, bo jak zobaczymy nie zawsze jej to dobrze wychodziło. A gdy było potrzeba, to zasadzała nowe drzewka. I właśnie tego dnia kiedy zaczyna się bajka, a wróżka przechadzała się po lesie, gdy zobaczyła miejsce nadające się do zasadzenia nowego drzewka. Szybko poszukała w swojej czarodziejskiej torbie nasionek i w tym momencie zobaczyła, że ma tylko jedno stare, pomarszczone nasionko jakiegoś nieznanego jej gatunku drzew. ─ Ciekawe, nigdy nie widziałam takiego nasiona. Ciekawe co może wyrosnąć z takiego brzydkiego, pomarszczonego nasionka, ciekawe. Ano zobaczymy. ─ Wróżka nie zastanawiała się długo, ani nad tym co wyrośnie z nasiona, ani skąd właściwie znalazło się w jej posiadaniu. Było miejsce do posadzenia drzewa i było nasionko, reszta była w tym momencie nieważna. Co z niego wyrośnie okaże się za jakiś czas, może też kiedyś dowie się skąd to nasionko do niej trafiło? Jak widać, wróżka była osóbką trzeźwo podchodzącą do rzeczywistości. Szybko wykopała dziurkę w ziemi, włożyła do niej tajemnicze nasionko, zasypała i rozejrzała się wokoło.
─ Dobrze byłoby podlać to przyszłe drzewko, ─ pomyślała sobie wróżka. Rozejrzała się wokoło i zobaczywszy przepływający opodal strumyk, zdjęła z głowy swój spiczasty kapelusz wróżki, nabrała nim wody i starannie podlała miejsce, w którym zasadziła owo nasionko. Spytać by można, dlaczego wróżka do zasadzenia drzewka nie użyła swojej czarodziejskiej różdżki, tylko wszystko robiła sama. Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć w prosty sposób. Myślę, że sama wróżka miałaby trudność w udzieleniu odpowiedzi na to pytanie. Może uważała, że tak będzie lepiej, a może po prostu tak lubiła prace ogrodowe, że korzystała z każdej okazji, by sobie pogrzebać w ziemi. Gdyby biedaczka mogła przewidzieć konsekwencje jakie wynikną z jej niefrasobliwego zamiłowania do prac ogrodowych, pewnie by postąpiła jak wszystkie poważne wróżki w takim wypadku. Machnęłaby różdżką raz i drugi, wypowiedziała odpowiednie zaklęcie i nasionko znalazłoby się na swoim miejscu pod ziemią, dobrze podlane. No właśnie, znalazłoby się albo nie znalazłoby się. Gdyby wróżka zechciała użyć swojej magicznej mocy wówczas okazałoby się od razu to co się okazać miało później i może wróżka uniknęłaby kłopotów, które dopiero miały ją spotkać. Ale wtedy my nie mielibyśmy nic do opowiedzenia i nie byłoby bajki. Może więc dobrze, że wróżka lubiła te prace ogrodowe. Trzeba w tym miejscu zaspokoić twoją ciekawość mój drogi wnuczku, bo za chwilę zaczniesz cały płonąć z ciekawości. Otóż to nasionko, nie było jak się już pewnie domyślasz takim sobie zwyczajnym nasionkiem. Było to nasionko zaczarowane i gdyby zasadzić je za pomocą czarów to oczywiście, każda wróżka zaraz by to spostrzegła. Ale przy sposobie, który wybrała nasza wróżka nic się nie dało zobaczyć. Otóż jak już wspomniałem nasionko było zaczarowane i to zaczarowane przez niedobrego czarodzieja, który nie lubił nikogo a szczególnie nie lubił dobrych wróżek. A ze wszystkich dobrych wróżek chyba najbardziej nie lubił tej naszej wróżki z zaczarowanego lasu. On to wziął to nasionko, które tak w ogóle było sobie zupełnie zwyczajnym nasionkiem sosny i je zaczarował używając całej swojej bardzo niedobrej czarnej magii. Co z tego wyniknie, to jeszcze zobaczymy, gdybym to teraz opowiedział to już nie byłoby potrzeba opowiadać reszty bajki, wszystko byłoby wiadome. Ale ja i tak jeszcze nic a nic nie wiem co takiego wyniknie z zasadzenia tego zaczarowanego nasionka. Co wyniknie to wyniknie, nie uprzedzajmy jednak biegu wydarzeń. Nasionko zostało zasadzone, podlane, po paru dnach zaczęło kiełkować i znowu po kilku następnych dniach wysunął się na powierzchnię malutki kiełek, który dość szybko przekształcił się w malutkie drzewko. Można było dopatrzeć się w nim kształtu przyszłej sosenki. Wróżka przechodząc koło nowej sadzonki zawsze o niej pamiętała, a to by ją podlać wodą ze strumienia, a to by usunąć z jej otoczenia inne roślinki, które mogłyby utrudnić wzrost malutkiej sosenki. Dziwiła się tylko, że drzewko jakoś szybko rosło, znacznie szybciej niż inne podobne do niej sosenki. Nie przykładała jednak do tego specjalnej uwagi, ─ pewnie ma tutaj dobre warunki ─ pomyślała sobie i przestała się tym zajmować. A szkoda, bo gdyby się może, uważniej przyjrzała sadzonce, to zobaczyłaby pewnie inne nietypowe dla sosny rzeczy. Sosenka bowiem coś cały czas mówiła czy szeptała, a jakby się dobrze przypatrzeć to na korze malutkiego drzewka dawało się dostrzec coś na kształt czyjejś twarzy. Jednak wróżka nie przyglądała się aż tak uważnie, zresztą po niedługim czasie przestała zajmować się nową roślinką w jej lesie. Miała bowiem wiele innych obowiązków, które odciągnęły ją w inne rejony lasu. Mijały dni, miesiące i lata. Przyszedł znowu czas aby odwiedzić tamten rejon lasu. Wróżka przyszła w tamte okolice i stanęła jak zamurowana. Wszystko tak się zmieniło, że trudno było rozpoznać ów cichy niegdyś zakątek. Pośrodku wielkiej polany rosła najwspanialsza sosna jaką wróżka kiedykolwiek widziała. Było jednak coś niepokojącego w otoczeniu sosny. Na polanie rosła tylko niska trawa, nie było ani jednego większego drzewka czy krzaczka. A na trawie, choć była wyjątkowo bujna i soczysta, nie pasło się żadne zwierzątko. Nie było widać żadnej sarenki czy zajączka, które przecież uwielbiają właśnie taką soczystą murawę. Wróżka niestety nie zwróciła na to w tym momencie uwagi i spokojnie zbliżyła się do wspaniałego drzewa. ─ Jakżeś ty pięknie wyrosła moja ty cudna sosenko, jakaś ty wysoka, no, no. Kto by się spodziewał tego po takim brzydkim nasionku jakim byłaś, ─ pomyślała wróżka i już chciała objąć wspaniały pień wysmukłej sosny, by się do niego przytulić, gdy nagle cofnęła się gwałtownie. Od drzewa biła wręcz jakaś bardzo niemiła aura. Było w nim coś przerażającego i równocześnie kuszącego. Wróżka zobaczyła na pniu drzewa coś przypominającego zniekształconą mocno twarz. Dwoje płonących oczu wpatrywało się w nią z nienawiścią i złością, a coś na kształt ust wykrzywiało przy tym okropnie. Ów stwór, a może sama sosna ni to zaszeptało, ni to zajęczało za złością, ─ Chodź, chodź śliczna panienko, niech cię uścisnę. Tak długo czekałem na ciebie. Jesteśmy sobie przeznaczeni! ─
Przerażona wróżka powoli się cofała, ale jakaś niezrozumiała siła równocześnie popychała ją do przodu. Rozpaczliwe myśli, jedna po drugie przelatywały jej przez głowę. ─ Co robić, co robić? ─ Z jednej strony obrzydzenie odpychało ją od drzewa, ale jednocześnie było coś przewrotnie pociągającego w tych płonących szaleństwem niby oczach, w tym cichym pełnym namiętności szepcie.
─ Kim ty jesteś? ─ Bardziej pomyślała, niż wyszeptała wróżka.
─ Kim jesteś, kim jesteś? Nie domyślasz się? Jestem twoim koszmarem, twoim złym snem. Jestem tym czego najbardziej nie lubisz, czego najbardziej się boisz, a równocześnie czego tak bardzo pragniesz. Jestem ciemną stroną twojego jestestwa. Wszystkimi twoimi frustracjami, pretensjami i żalami. A co, myślałaś, że się mnie tak łatwo pozbędziesz? O nie, moja panno. Ja jestem tobą a ty jesteś mną. ─ Cichy zmysłowy głos przenikał bezgłośnie wprost do myśli wróżki.
Wróżka mocno potrząsnęła głową, jakby chciała otrząsnąć się z natłoku złych, natrętnych myśli, powoli odwróciła się od drzewa i odeszła. Jeszcze odwróciła się przez ramię i znowu potrząsnęła głową. ─ Nie to niemożliwe, to nie może być prawdą, to jakiś zły sen, zaraz się obudzę i wszystko będzie jak dawniej. ─ Szepnęła cichutko, jakby do siebie.
─ Idź, idź, ale tu wrócisz, zobaczysz, że wrócisz. Przekonasz się, że to prawda. Wrócisz i wtedy będziemy znowu razem. Ty i ja, ja i ty. Razem, na zawsze, na wieki. Ty i ja, ja i ty. ─ Głos powoli cichł gdzieś za nią, w oddali.
─ Muszę z kimś o tym porozmawiać, może ktoś potrafi mi to wyjaśnić. Przecież to nie może być prawdą, to jakiś koszmar. ─ Im bardziej wróżka oddalała się od fatalnego miejsca, tym bardziej była przekonana, że to tylko jakiś przykry sen, ale gdy tylko obejrzała się przez ramię, okazało się, że nie, sosna stała na swoim miejscu, smukła, wysoka, wspaniała. Szumiała zielonymi gałęziami tak jakby nic się nie stało. Nagle wróżka znieruchomiała. Z drugiej strony polany, na soczystą zieleń łąki wbiegł w podskokach zajączek. Powoli kicał po trawie skubiąc sobie co smakowitsze zioła. Wróżka jak skamieniała patrzyła jak zwierzątko powoli zbliża się do fatalnego drzewa. Chciała coś zawołać, może ostrzec przed czymś zajączka, ale nie mogła się poruszyć, z jej gardła nie dawał się wydobyć żaden głos. Mogła tylko stać i patrzeć. Jakby wiedziała, jakby przeczuwała co za chwilę się stanie. Tymczasem zajączek niczego nieświadom, powoli zbliżył się do sosny. Nagle stało się coś dziwnego. Sosna jakby się pochyliła i dwie jej gałęzie niby potworne ręce chciały porwać biednego zajączka. Już wydawało się, że nie ma dla niego ratunku. Dobra wróżka stała jak skamieniała i tylko przez głowę przeleciała jej myśl, dlaczego nie mogę mu pomóc, niech ktoś mu pomoże, niech ktoś go ocali. Nagle z nieba, dosłownie jak błyskawica, spłyną ku ziemi wspaniały ptak. Dosłownie na ułamek sekundy przed tym jak fatalne gałęzie miały porwać biednego zajączka, ptak chwycił go w swoje szpony i wzleciał do góry. Sosna zaszumiała jakby ze wściekłości i choć nie było w ogóle wiatru, jej gałęzie miotały się tak, jakby wiał największy huragan. Tymczasem wspaniały ptak, majestatycznie sfrunął ku ziemi i wypuścił zajączka tuż koło nóg dobrej wróżki. Zajączek jakby nie zauważył całego zamieszania, które się wokół niego działo, powoli pokicał w stronę lasu.
─ Na drugi raz uważaj, bo może mnie nie być w pobliżu i kto wtedy będzie ratował twoją skórę przed drzewem. ─ Ale zajączek, który wyglądał tak, jakby cała sprawa nie jego dotyczyła, już zniknął w zaroślach. Ptak usiadł na dużym kamieniu i spokojnie poprawiał sobie dziobem zwichrzone nieco szybkim lotem pióra, równocześnie zerkając jednym okiem na dobrą wróżkę. Był to wspaniały sokół, nieco większy niż inne osobniki tego gatunku. Pióra w słońcu lśniły jakby były przetykane złotą nitką.
─ Dobrze, że tu byłeś i zdołałeś uratować zajączka, mój dobry Argo. To drzewo, okropność, ono chciało go porwać ─ dobra wróżka odzyskała wreszcie głos. ─ Powiedz mi Argo, te drzewo, ─ wróżka niechętnie jakby obróciła się w stronę sosny ─ ono tak zawsze, znaczy czy ono porywa nasze zwierzęta?
Argo spojrzał na wróżkę jakby z ukosa, niechętnie zamachał skrzydłami, zrywając się do lotu, rzucił. ─ Ja tam nic nie wiem, to w ogóle nie moja sprawa, mnie w ogóle tutaj nie było ─ i ciężko machając skrzydłami, jakby dźwigał ogromny ciężar, powoli odleciał.
─ Ależ Argo, nie zostawiaj mnie tak, wyjaśnij o co w tym wszystkim chodzi.
─ Pytaj przyjaciół, pytaj przyjaciół ─ wspaniały ptak znikał już w błękicie przestworzy.
─ Argo, przecież to ty jesteś moim przyjacielem, ─ cicho szepnęła dobra wróżka. I nagle, jak piorun z nieba, złocisty sokół był już z powrotem. Usiadł majestatycznie na kamieniu i znów dziobem muskał zwichrzone szybkim lotem pióra. ─ Przyjacielem? Powiem ci coś moja panno, po starej przyjaźni. Może kiedyś rzeczywiście byliśmy przyjaciółmi. Ale przyjaźń trzeba pielęgnować. Z przyjaciółmi trzeba się spotykać, trzeba mieć dla nich czas, trzeba z nimi porozmawiać, spytać czasem jak się czują, czy nie mają kłopotów. A ty wróżko, kiedy mnie ostatni raz odwiedziłaś, kiedy ze mną rozmawiałaś? A gdzie byłaś, gdy w ubiegłym roku moje pisklęta chorowały na ptasią grypę? Widzisz, sama nie pamiętasz. Chodzisz sobie po lesie, drzewek niby doglądasz, ale z nami ptakami i zwierzątkami już się nie przyjaźnisz, nie masz dla nas czasu. Nie dziw się więc, że i nie masz już w tym lesie przyjaciół. Znajdź choćby jedno zwierzątko, które by chciało ci okazać przyjaźń, może ono ci pomoże? A w ogóle, nie zawracaj mi głowy, ja mam dość swoich kłopotów, nie potrzebne mi jeszcze cudze. ─
Wspaniały ptak tym razem zerwał się błyskawicznie do lotu i nim wróżka zdołała choćby mrugnąć okiem, już go nie było. Zastanawiała się czy w ogóle go widziała, czy może to było tylko przewidzenie, a wszystko co usłyszała, było tylko głosem jej sumienia.
─ No tak, chyba ostatnio zaniedbałam swoich przyjaciół. Ale z mamą Zajęczycą zawsze dobrze się rozumiałyśmy. No nie, przecież prosiła mnie bym jej pomogła gdy jej dzieci miały ostatnio taką paskudną gorączkę, a ja wtedy musiałam być akurat na drugim końcu zaczarowanego lasu, pewnie i ona jest na mnie obrażona. Dobrze, pójdę do państwa Sarnów, oni mnie zawsze bardzo lubili. Ale, ale, parę miesięcy temu prosili mnie bym pomogła przygotować wesele gdy wydawali swoją najstarszą córkę a ja się wymówiłam brakiem czasu. Czym to ja byłam tak zajęta? Chyba niczym ważnym, co by nie mogło poczekać? Chyba pójdę do pani lisicy, widziałam się z nią tak niedawno, nawet przyjemnie się nam rozmawiało. No tak ale chyba poczuła się urażona, gdy zrobiłam niegrzeczną uwagę, że kołnierz jej futra jest nieco wyliniały. Nie było to zbyt uprzejme z mojej strony. ─ Dobra wróżka szła zamyślona przez las przypominając sobie po kolei wszystkie zwierzątka, z którymi kiedyś była tak zaprzyjaźniona. Co się ze mną stało? ─ Zastanawiała się poważnie wróżka. ─ Kiedy to się zaczęło, że zaczęłam zaniedbywać przyjaciół. Przecież dawniej zawsze miałam dla nich czas i było tak miło pomagać im w ich kłopotach. Odganiać drapieżniki od gniazd z młodymi pisklętami. Kłaść chłodne kompresy na rozpalonych główkach chorych zajączków, jerzyków czy lisków. No tak, to zaczęło się wtedy, gdy posadziłam to nieszczęsne nasionko tej sosny. To od tamtego czasu stałam się jakaś niemiła i nieprzystępna dla moich przyjaciół. ─
Dobra wróżka szła zamyślona przez zaczarowany las, starając się sobie przypomnieć wszystkie zwierzątka i ptaszki z którymi była kiedyś tak bardzo zaprzyjaźniona. Z przykrością stwierdziła, że ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi w ostatnim czasie się poróżniła. Albo nie miała dla nich czasu, albo powiedziała im coś przykrego. Dobra wróżka poczuła się bardzo zawstydzona, ale to nic jej nie pomogłoby zrozumieć, dlaczego tak bardzo się zmieniła. Dawniej przecież nie była taka. Zawsze znajdowała czas dla swoich leśnych przyjaciół.
─ To musi mieć jakiś związek z tą okropną sosną, tak, na pewno to ma jakiś związek. Ale jaki? ─ Żadna rozsądna myśl nie przychodziła jej do głowy. Usiadła na skraju lasu, podparła główkę ręką i głęboko się zamyśliła. Ale im mocniej się nad całą sprawą zastanawiała tym bardziej nie wiedziała dlaczego się stało tak jak się stało. Nagle poczuła się nieswojo, wydało się jej, że ktoś ją obserwuje. Rozejrzała się wokoło, ale nic niepokojącego nie dostrzegła. Tylko na gałęzi tarniny siedziała kukułka i natarczywie się jej przyglądała. Dobra wróżka nigdy nie była z kukułką zaprzyjaźniona, uważała ją bowiem za ptaka niesympatycznego, który zamiast sam zbudować gniazdo dla swoich małych piskląt, składa swoje jajka w cudzych gniazdach, co kończy się tragicznie dla właścicieli.
─ Masz kłopoty wróżko ─ raczej stwierdziła niż spytała kukułka.
Wróżka spojrzała nieco zdziwiona na kukułkę, gdyż nigdy nie były ze sobą zaprzyjaźnione. Zawsze uważała kukułkę za leśnego darmozjada, któremu nie chce się budować własnego gniazda i podrzuca swoje jajka innym ptakom. Kiedyś przemówiły się na ten temat z kukułką i od tej pory nie rozmawiały ze sobą. A tu nagle, gdy wszystkie zwierzęta się od niej odwróciły, to obrzydliwe ptaszysko jeszcze się z niej natrząsa.
─ Tobie w to graj, możesz mi teraz dowoli dokuczać, gdy nikt się za mną nie ujmie.
─ Swoją drogą masz rację, może dobrze abyś na własnej skórze poczuła, jak to jest, gdy cię wszyscy opuścili i nikt z tobą nie chce rozmawiać. Masz to, czego sama chciałaś i na co dobrze sobie zapracowałaś. Mówią, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Taka między nami różnica, że ja mam taką naturę, żeby składać jajka w cudzych gniazdach i nic na to nie mogę poradzić. Muszę pogodzić się z tym i żyć, gdy mnie nikt w lesie nie lubi. Ale ty wróżko do niedawna byłaś przez wszystkich lubiana a tu nagle taka zmiana. Dobrze sobie na to zapracowałaś, czyż nie moja droga.
─ Przepraszam cię bardzo kukułko, widzę, że cię bardzo źle osądziłam. Nigdy jakoś nie zastanawiałam się nad naturą ptaków i w ogóle zwierząt. Jedne lubiłam a inne nie zupełnie nie zastanawiając się nad ty, że wy po prostu takie jesteście, jakie jesteście, ani dobre ani złe. Wilk jest wilkiem a zając zającem. Każdy żyje zgodnie ze swoją naturą. Chciałabym was wszystkie przeprosić, ale widzisz nikt nie chce ze mną rozmawiać. Wiem, to wszystko moja wina. Dla wielu zwierzątek byłam nieuprzejma, wręcz grubiańska. A teraz potrzebuję pomocy, bo wiesz mam kłopot z tym dziwnym drzewem.
─ Tak wiem i chyba będę mogła ci wróżko pomóc, bo widzę, że szczerze żałujesz swojego postępowania i nie jest za późno byś się poprawiła. Zło nie zakorzeniło się jeszcze głęboko w tobie. ─ Tu kukułka przerwała, podleciała na wyższą gałąź i zakukała trzykrotnie: ─ ku ku, ku ku, ku ku. ─ I nagle ku zdumieniu wróżki stała się rzecz dziwna. Ze wszystkich stron zaczęły się zlatywać najróżniejsze ptaki tak duże jak małe, tak drapieżne jak i te śpiewające. Po chwili było ich takie mnóstwo, że wróżce aż w głowie się zakręciło. Kukułka podleciała do nich i coś tam z nimi pokukała, poćwierkała, zupełnie nie było widać, aby ptaki boczyły się na nią, wręcz przeciwnie słuchały jej wyraźnie z uwagą. Kukułka wróciła z powrotem na swoje miejsce nisko na gałęzi i tylko uważnie spoglądała w górę na pozostałe ptaki. Nagle wszystkie ptaki poderwały się jakby do lotu, ale nie odfrunęły tylko utworzyły jakby trzepoczącą kopułę nad miejscem gdzie siedziała wróżka. I wtedy stała się rzecz przedziwna, wokół kukułki, rozbłysła jakby poświata, która zaczęła gwałtownie wirować a w tym wirze, ku zdumieniu wróżki zamiast kukułki pokazała się zupełnie inna postać. Była to postać pięknej kobiety o ciemnych, falujących włosach. W jej postawie a zwłaszcza w spojrzeniu czarnych oczu, było coś władczego, nakazującego szacunku, ale jednocześnie miała na twarzy miły uśmiech pełen dobroci i miłości.
─ Matka przełożona ─ krzyknęła zdumiona wróżka, rozpoznając w postaci dyrektorkę szkoły dla wróżek, którą przed paru laty ukończyła. Skłoniła się nisko w przepisowym ukłonie, nie posiadając się ze zdumienia. Nie widziała przełożonej od czasu ukończenia szkoły i zaczęcia pracy w tym lesie. ─ Skąd się tu Matka wzięła? ─ Pytanie, choć niestosowne, samo wyrwało się jej z ust.
Starsza wróżka spojrzała z lekkim rozbawieniem na swoją byłą uczennicę i pokręciła lekko karcąco głową. ─ Oj Violu, Violu, już zupełnie zapomniałaś dobrych manier. Wróżka nigdy nie odzywa się do starszej, jeśli nie zastała zapytana lub w inny sposób nie udzielono jej głosu. Ale nie gniewam się, rozumiem Twoje zaskoczenie. Sprawa jest prosta. Zawsze śledzimy losy naszych uczennic, a Twoim losem byłam specjalnie zainteresowana. Czy pamiętasz jak trafiłaś do naszej szkoły?
─ Tak, moi rodzice zginęli w wypadku i do szkoły przywiózł mnie wuj, brat mamy, odwiedzał mnie potem w szkole i zawsze przywoził wspaniałe prezenty.
─ Taak, to prawda, ale wypadek, w którym zginęli twoi rodzice nie był takim zwyczajnym wypadkiem. Twoi rodzice pracowali w specjalnej agencji czuwającej nad prawidłowym używaniem czarów, by nikt ich nie wykorzystywał do złych i niecnych celów. Otóż jedna wróżka, początkowo dla żartów a potem, by podporządkować sobie innych, zaczęła używać czarów szkodzących ludziom, zwierzętom i roślinom. Podporządkowała sobie wielu ludzi i wiele zwierząt, aby zapanować nad krainą wróżek a potem nad krainą ludzi. Niestety niektóre wróżki przyłączyły się do niej. Przed laty była to głośna sprawa. Nasza Agencja Bezpieczeństwa podejmowała różne akcje przeciwko niej aż wreszcie udało się ją zmusić do wycofania hen daleko do Północnej Krainy Lodów. W jednej z takich akcji zginęli twoi rodzice. Dla twojego bezpieczeństwa zmieniono ci nazwisko, dano nową tożsamość. Baliśmy się, że znając swoją historię będziesz chciała na własną rękę podjąć jakąś akcję przeciwko tamtej złej wróżce. Ale widzimy, że tajemnica nie była dość pilnie strzeżona, bo zła wróżka w jakiś sposób dowiedziała się o twoim pochodzeniu i uknuła spisek przeciw tobie. Prawdopodobnie spisek byłby się udał, gdybyś dłuższy czas pozostawała pod wpływem złego czaru. Na szczęście odkryłaś zaczarowaną sosnę nie zatraciwszy jeszcze wszystkich dobrych cech i nie dałaś się zniewolić pokusom sosny. Może pomógł ci w tym ten mały zajączek uratowany przez Argo? Trudno rozstrzygnąć. Złej wróżce udało się manipulowanie Tobą, gdyż lubiłaś w swojej pracy stosować niekonwencjonalne metody działania. Tam gdzie zazwyczaj wróżki używały czarów, Ty robiłaś rzeczy ręcznie. Wystarczyło ci tylko podrzucić zaczarowane nasionko i czekać, co się dalej stanie. Gdy je zasiałaś i podlałaś, czar został uruchomiony jakby samoczynnie i powoli, powoli opanował ciebie. Na szczęście byłaś zajęta w rejonach dalekich od tej zaczarowanej sosny, więc czar działał powoli, ale jednak działał. Mam nadzieję, że wiesz już, na czym jego działanie polegało?
─ Tak Matko Przełożona. ─ Szepnęła cicho mocno speszona Viola. ─ Ja nie wiedziałam. I co ja mam teraz zrobić? –
[pisane od 12 lipca do 19 sierpnia 2006]
[cd: wtorek, 17 lipca 2007]
W tym momencie do kuchni weszła Mama Wnuczka i powiedziała:
– Idziemy synku na spacer, chodź, trzeba się ubrać.
– Idź, dokończymy bajkę innym razem. – Stary Człowiek pochylił się nad jasną główką dziecka i delikatnie ją pocałował. Wnuczek spojrzał uważnie w oczy Staremu Człowiekowi uśmiechając się powiedział:
– Dobrze dziadku, dokończymy później. – I zsunąwszy się zręcznie z kolan dziadka pobiegł za matką. Jeszcze w drzwiach kuchni zatrzymał się na chwilę i spojrzał na blat stołu, na którym jak para czarnych oczu widać była dwa sęczki. Stary Człowiek też spojrzał w to miejsce i nagle wydało mu się, że na blacie zarysował się na moment jakby cień wykrzywionej, złością twarzy. Dwoje czarnych oczu wpatrywało się w niego. Stary Człowiek przetarł wierzchem dłoni oczy i jeszcze raz spojrzał na blat stołu, tym razem widoczne były tylko dwa najzwyklejsze ślady po sękach.
– Tfu, jakieś przewidzenia, – mruknął pod nosem i podniósłszy się z ławy podreptał do swojego pokoiku. Po drodze myślał o bajce, którą zaczął opowiadać wnuczkowi. Coś go w tej historii niepokoiło. Niby była to przez niego wymyślona historia, momentami miał jednak wrażenie jakby żyła własnym życiem, jakby się działa gdzieś naprawdę.
Minęło parę dni, podczas których nie było okazji, aby wrócić do przerwanej bajki. Wnuczek, dostał kilka nowych zabawek, które go bardzo zaabsorbowały, a Stary Człowiek powrócił do swoich zwykłych zajęć. Powoli zapomniał o całej sprawie. Ale Wnuczek wcale nie zapomniał. Któregoś dnia, chyba prawie rok minął od tamtego letniego poranka, Stary Człowiek siedział znowu w przy stole w kuchni, popijając kawę, gdy Wnuczek znów wślizgnął się na jego kolana i zapytał.
– Dziadku, pamiętasz, obiecałeś dokończyć tamtą bajkę o wróżce i o drzewie. Proszę, jestem bardzo ciekaw, co było dalej, jak sobie wróżka Viola poradziła z tą całą sprawą. – Czarne oczy dziecka wpatrywały się z ufnością w twarz Starego Człowieka.
– Chyba jesteś już za duży, by siedzieć u dziadka na kolanach, zrobiłeś się strasznie ciężki. – Stary Człowiek, próbował delikatnie przesunąć dziecko, aby siadło obok niego. Ale chłopczyk przytulił się mocno do niego i szepnął:
– Pozwól dziadku, będę siedział bardzo spokojnie, ale jak opowiadasz bajkę to wolę być blisko ciebie. Tak jest lepiej. – I malec mocno przytulił się do dziadka.
– No dobrze, tylko się nie wierć. Ale jak to było w tej bajce. – Stary Człowiek się głęboko zamyślił i spojrzał na blat stołu. Znowu wydało mu się, że wpatrują się w niego złe, pełne złości oczy. Nagle wszystko jakby zawirowało: kuchnia, stół, wszystko gdzieś odpłynęło, i znowu był w zaczarowanym lesie.
Na polanie stała młoda dziewczyna i bezgłośnie szeptała.
– Co mam robić? – Podniosła, pełne łez, oczy na stojącą przed nią starszą wróżkę:
– Co mam robić, Matko przełożona? –
Starsza Wróżka odpowiedziała poważnie:
– Musisz się zmierzyć ze swoim przeznaczeniem. To może być trudne i bolesne dla ciebie. Czy znajdziesz w sobie dość sił i odwagi? –
– Nie wiem, Matko Przełożona. Co mam zrobić? –
– Cóż, jak powiedziałam, musisz się zmierzyć ze swoim przeznaczeniem. Jak ci wspomniałam, twoim wrogiem jest Zła Wróżka, ta, która przyczyniła się do śmierci twoich rodziców. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego ale w jakiś sposób wasze losy są ze sobą związane. Zła Wróżka uważa, że jej w jakiś sposób zagrażasz i używa wszelkich możliwych sposobów, aby cię zniszczyć. Związała się z pewnym Starym Czarodziejem i oboje knują, w jaki sposób można by ci zaszkodzić. Ona nie może tu wrócić, dlatego jesteś bezpieczna w zaczarowanym lesie. Ale jak widać nie do końca. Historia z zaczarowaną sosną pokazuje, że i tu próbują ciebie zniszczyć. –
– Właśnie, Matko Przełożona, co to za dziwna sprawa z tą sosną. Ona jest taka straszna. Coś do mnie szeptała, a potem o mały włos a porwałaby małego zajączka, gdyby nie Argo, to już byłoby po zajączku. –
– Czyż ci nie mówiłam, że nie należy przerywać starszym i nie odzywać się gdy cię o to nie poproszą? Oj Violu, Violu, zawsze byłaś na bakier z etykietą, ale może właśnie tym razem, ta twoja przywara przyda się, gdy będziesz musiała zmierzyć się ze Złą Wróżką. Bo właśnie z nią przyjdzie ci się zmierzyć. Chcesz o coś spytać Violu? –
– Tak proszę Matki, – Viola skłoniła się w głębokim dworskim ukłonie. – Jak ja sobie poradzę, przecież Zła Wróżka ma nade mną przewagę. Nas nie uczono rzucania czarów walki. Ja nawet nie potrafię się przed takimi czarami obronić. –
– Tak masz rację, jako wróżka nie możesz się w żaden sposób mierzyć ze Złą Wróżką, dlatego nawet nie będziesz tego próbowała. Owszem można by cię przeszkolić w sztuce walki za pomocą czarów ale na to nie ma dość czasu. Takie szkolenie w najlepszym wypadku trwa sześć miesięcy i to gdy uczeń jest szczególnie uzdolniony. A potem trzeba by jeszcze wielu lat ćwiczeń aby osiągnąć odpowiednio wysoki poziom by móc stawić czoła Złej Wróżce. Wierz mi, twoi rodzice byli jednymi z najlepiej przygotowanych funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa a przecież w starciu ze Złą Wróżką polegli. Nie, ty musisz stanąć do walki z nią w zupełnie inny sposób. Nie będziesz miała ze sobą swojej różdżki. – W tym momencie Matka Przełożona zrobiła niewielki ruch swoją różdżką a ukryta w kieszeni Violi jej różdżka, wysunęła się i nim dziewczyna się zorientowała, poszybowała do rąk Matki Przełożonej.
– Nie będzie ci potrzebna, a może nawet mogłaby być przeszkodą w wykonaniu twojego zadania. Przechowam ją w bezpiecznym miejscu i oddam, gdy wrócisz. Ale nie martw się, nie pójdziesz z pustymi rękoma, by stawić czoła Złej Wróżce. Panno Mary Poppins, niech się pani pospieszy, już czas najwyższy … –
– Już idę, idę. – Rozległ się miły choć nieco gderliwie brzmiący głos. Dochodził gdzieś z góry. I w rzeczy samej, po chwili, majestatycznie spłynęła jakby z nieba, niewielka zgrabna osóbka o twarzy okrągłej, cerze jak u lalki z porcelany, lekko wyłupiastych oczach i mocno zaciśniętych ustach.
– Jestem, Matko Przełożona, nie trzeba krzyczeć, ja się nigdy nie spóźniam. To jest moja dewiza, jakem Mary Poppins. – Rezolutna osóbka zgrabnie złożyła parasolkę, która jej służyła za spadochron i płynnym ruchem schowała ją do torby, która nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak, pojawiła się w jej ręku.
– Witaj Mary. Jak zawsze masz efektowne wejście. – Z lekkim przekąsem powiedziała starsza Wróżka. – Czy masz to, o co Cię prosiłam? –
– Tak Matko Przełożona. – Mary Poppins wykonała w tym momencie głęboki dyg, jakby chcąc nim pokryć leciutki ton niezadowolenia w swym głosie. – A gdzież jest beneficjentka mojego prezentu? – Znów, nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd, zjawiły się w ręku Mary Poppins okulary na długiej rączce, zwane «pince nez», które przyłożyła do oczu i rozejrzała się wokoło.
– To Viola, pamiętasz Mary, Violę? – Przełożona wskazała na dziewczynę, która skłoniła się głęboko przed dawną nauczycielką. Mary Poppins była rzeczywiście nauczycielką w szkole dla wróżek, przynajmniej w tych momentach, gdy nie krążyła gdzieś po świecie wykonując jakieś tajemnicze misje zlecane jej przez Matkę Przełożoną.
– A Viola, widzę, że nie zapomniałaś dobrych manier, które ci starałam się wpoić. – Usta Mary zmieniły się w tym momencie w jeszcze cieńszą kreskę, zupełnie nie było widać żeby je otwierała, ale tak to już było zawsze z panną Mary Poppins, im głośniej i dobitniej mówiła, tym mniej było widać, by otwierała usta.
– Tak panno Mary. – Viola pochyliła się w jeszcze głębszym ukłoni, aż jej włosy zakryły zupełnie twarzyczkę, dzięki czemu nie było widać jak mocno się zaczerwieniła. Zacisnęła mocno usta, by nie odezwać się niepotrzebnym słowem. Widać było jednak, że sporo ją ten wysiłek kosztuje. Musiały być w przeszłości jakieś problemy w relacjach między uczennicą a nauczycielką, ale to już zupełnie inna historia.
Matka Przełożona spojrzała bystro na swoją pupilkę i coś widocznie w niej dostrzegła niepokojącego, gdyż nie dopuszczając nikogo do głosu zdecydowanym głosem zawołała.
– Pokaż nam Mary swój prezent. Mam nadzieję, że się Violi spodoba. –
– Jeszcze by, co, mój prezent miałby się komuś nie spodobać. Dobre sobie. – Mruknęła przez zaciśnięte zęby Mary, wyciągając ze swojej torby, inną, bliźniaczo podobną, choć może nieco mniejszą torbę. – Oto i on. – Zawołała donośnie Mery wręczając torbę Matce Przełożonej.
– Oto Violu, nasz prezent dla ciebie na tą misję, którą masz do wykonania. Torba Mary Poppins. A właściwie jej duplikat. Jeśli jest to, to, o co prosiłam, – w głosie Przełożonej dało się słyszeć jakby nieco przekory, – to powinna posiadać pewne specjalne właściwości. –
I wróżka wręczyła torbę Violi. – Otwórz ją proszę – Dziewczyna posłusznie otworzyła torbę i do niej zajrzała.
– Jest pusta, nic w niej nie ma. – W głosie Violi dało się wyczuć rozczarowanie.
– Spokojnie. Zamknij teraz torbę – A gdy młoda wróżka to uczyniła, Matka Przełożona ciągnęła dalej. – A teraz pomyśl, co chciałabyś w tym momencie w tej torbie znaleźć i znowu ją otwórz. –
Dziewczyna posłusznie postąpiła według zaleceń Przełożonej, zacisnęła oczy i nie zaglądając do środka torby, lekko ją uchyliła i wsunęła rękę do środka. Po chwili wyciągnęła rękę z torby a w niej trzymała banana. Patrzała z lekkim zdumieniem na twarzy na swoją rękę a następnie zaczęła obierać owoc ze skórki i ze smakiem zajadać. Skończywszy rozejrzała się spłoszonym wzrokiem wokoło i powiedziała.
– Przepraszam, ale byłam głodna i musiałam się przekonać czy ten banan jest prawdziwy.–
– No i jak? – W głosie panny Mary Poppins dał się słyszeć tryumf.
– Cóż, banan jak banan, smaczny i pożywny. Ale jestem wciąż głodna, czy mogę ? –
– Ależ oczywiście moja droga, ale może za chwilę. Mamy niewiele czasu a ty dziecko nic jeszcze nie wiesz o swojej misji.

(ta bajka wciąż czeka na swój dalszy ciąg, Wnuczek jest już dużym chłopczykiem, ale zawsze gdy spotka Dziadka, to pyta, czy Dziadek wie co się dalej działo z Violą i kiedy mu opowie ciąg dalszy tej historii. A Dziadek, cóż, kręci tylko głową i tajemniczo odpowiada, Musisz jeszcze trochę poczekać Wnuczku)

8 komentarzy:

  1. Kasiu! Tak wygląda bajka o wróżce Violi. Bajka wciąż czeka na rozwój akcji, może masz pomysł jak powinna przebiegać ta przygoda. Widać tu wpływy różnych lektur, ale nie powiem jakich, sama zgadnij. Chętnie skorzystam z jakiś sugestii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Antoni! Ja dopiero dziś piszę, bo najpierw chciałam przeczytać wszystko, co umieściłeś na tej stronie. Tak, widzę, że w bajcie dla Wnusia są wpływy lektur, które znasz, ale w/g mojego myślenie, to nie jest zbyt widoczne. Główną postacią jest dobra wróżka Viola, która będzie mieć do spełnienia zadanie wyznaczone jej przez Matkę Przełożoną. W bajce jest mnóstwo zdarzeń powiązanych ze sobą, jak np. z przyczyny sosny zajączek mógł stracić życie, a Viola zaniedbała swoich przyjaciół. To drzewo pięknie wyrosło, ale jest złe, bo wyrosło nasionka podstępnie podrzuconego Violi. Nie wiem, ale może byłoby dobrze zasiać wokół niego nasionka drzew, które miałyby dobry wpływ na sosnę? Przecież wcześniej, czy później zło przegrywa walkę z dobrem. Może kukułka, która podrzuca jajka wykuka coś fajnego? Mnie kukułka kojarzy się nie tylko z piosenką:
    Kukułeczka kuka
    chłopak panny szuka
    odnalazł ją w lesie
    śniadanie jej niesie...
    Viola była głodna, to może jakiś dobry człowiek właśnie w lesie spotka Violę, który szukał tej jedynej? Może ten chłopiec stoczy walkę z złem, jakie kryje sosna, bo np. uwięzi Violę, by nie spełniła swojej misji? A propos kukułki, to kojarzy mi się ona jeszcze z rzepakiem, który pono zakwita z pierwszym kukaniem tego ptaka, a kukułce gardło się zawiązuje, gdy rzepak przekwita. Nie wiem. To Twoja bajka, w której Viola może przynieść np. szczęście i radość Staremu Człowiekowi i nie tylko Jemu? Tak, czy siak, wzięła mnie ta bajka, tylko te dwa sęki jak oczy, które sosny... Nie wiem. Może to jednak dobre oczy wpatrzone w człowieka, czuwające nad Jego szczęściem, może złe? Ale to już zależy od Autora tej ciekawej bajki dla Wnuczka i myślę, że nie tylko dla Wnuczka.
    Pozdrawiam serdecznie i proszę, dokończ tę historię Violi, która przecież ma mieć dobrze zakończenie.
    Pozdrawiam serdecznie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ps. Przepraszam za pomyłki literowe. Po dniu pełnym wrażeń, jestem już nieco zmęczona i jak widzę, nieuważna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam już pewne pomysły jak dalej rozwinąć akcję bajki. Twoje pomysły w miarę możliwości wykorzystam, ale to musi nieco poczekać. Mam ostatnio dużo spraw na głowie w parafii i nie tylko. Narazie wszystko dzieje się w głowie. A więc cierpliwości. t.

    OdpowiedzUsuń
  5. To dobrze, że masz pomysły na dalszą cześć bajki. Oczywiście, że rozumiem brak czasu. Ja od dzisiaj będę go mieć więcej dla siebie. Przez całą jesień i zimę była u mnie moja Mama, a dzisiaj przeprowadziłam ją do jej mieszkania, bo już wiosna i ciepło wkoło, więc będę mogła częściej i dłużej posiedzieć przy komputerze, a tym samym i na Twoich blogach...
    Dobrej nocy życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie kończę moje zabawy nad blogiem na dziś, trochę dodałem wierszy, na "wiersze tęsknoty" ale to tylko porządkowanie dawnych zaszłości. Czas rekolekcji nie pozwala na dłuższe spędzanie czasu przy komputerze, co prawda to nie ja prowadzę rekolekcje, ale mam sporo dyżurów w konfesjonale, może w przyszłym tygodniu trochę się poprawię.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak. Każde z nas ma swoje zajęcia. A nawet, gdy ten czas jest, to wiosna już i szkoda dnia na siedzenie przy komputerze, bo świat wkoło taki piękny. Nie musisz się poprawić, bo masz tu naprawdę świetnie. Ja od jesieni aż do dziś najwięcej czasu poświęcałam Mamie. Teraz będę mieć więcej luzu, więc realne sprawy dnia da się pogodzić z internetem. Zaraz wejdę na stronę z Twoimi wierszami... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. 39 yrs old Systems Administrator II Ernesto Becerra, hailing from Cookshire enjoys watching movies like Nömadak TX and Lacemaking. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a 3500. sprawdz te strone

    OdpowiedzUsuń