sobota, 26 marca 2011

O upływie czasu słów kilka

Gdy umieściłem wczoraj posta z opowiadaniami o Starym Człowieku, zdałem sobie sprawę, że później jeszcze Go spotykałem i że opisałem te spotkania. W miarę jak będę je znajdował w moim archiwum, będę je umieszczł w tym blogu. Dlatego wybaczcie mi moi drodzy czytelnicy, ten pewien bałagan. Ale zawsze na końcu opowiadania umieszczam datę kiedy ono powstało, to może pomóc w śledzeniu chronologii zdarzeń.

Podczas modlitwy wieczornej Stary Człowiek uprzytomnił sobie po raz kolejny, że czas płynie. Znów wieczorem czytał psalm 16 a w zakończeniu ów werset „Ty ścieżkę życia mi ukażesz, pełnię radości przy Tobie i wieczne szczęście po Twojej prawicy”. Ten psalm wypada co czwartek w komplecie i jak ogromny zegar odmierza tydzień po tygodniu jego życie. Uczył się właśnie filozofii i przed kilku dniami zdawał egzamin na temat bytów, jak to te byty powstają. Nieważne. Ale pomyślał sobie, jak to już ponad 65 lat minęło gdy plemnik jego ojca dopadł komórki jajowej jego mamy a Dobry Bóg uśmiechnął się i ex nihilo powołał do życia nową duszyczkę i w tym momencie zaistniał, by po 9 miesiącach ujrzeć światło dzienne.
Praktycznie przez całe dzieciństwo, młodość i całe dorosłe życie nie zastanawiał się nad faktem, że czas płynie i że z każdą upływającą minutą zbliża się do śmierci. Nawet gdy przez dwie godziny czekał na spóźniającą się na spotkanie Dziewczynę, nawet wtedy nie zastanawiał się nad upływem czasu. Czas mu odmierzało pójście i powrót, do i ze szkoły. Odrabianie lekcji z Babcią a potem samemu. Później jazdy na zajęcia, przygotowywanie ćwiczeń, godziny w bibliotece naprzeciwko jego Dziewczyny. Chwile w kawiarni, długie spacery w parku, pocałunki i długie rozmowy o wszystkich ważnych sprawach. Potem przyszła praca i czas był odmierzany godzinami pracy, od dzwonka do dzwonka, od urlopu do urlopu, od dziecka do dziecka. A gdy pojawiła się w ich życiu wspólnota, to od liturgii do liturgii. Ale nigdy nie miał poczucia, że czas mu się wymyka, że coś upływa. No może raz jeden, gdy czekał na Narzeczoną spóźniającą się na ich ślub w USC. Wtedy może nie to, że czuł upływ czasu, ale że za chwilę przekroczy jakiś próg i coś się za nim zamknie, że już nie będzie mógł przez te drzwi przejść w drugą stronę.
TATA
Tak naprawdę upływ czasu poczuł po przejściu na emeryturę, kiedy stwierdził, że co dzień powtarza te same czynności, dokładnie w tej samej kolejności i, że jest w tym jakaś beznadziejna nuda świadomości, już nic cię człowieku w życiu nie czeka. Opowiadał o tym Żonie, pisał do Siostry, ale żadna z nich, jakoś nie łapała głębi jego problemu. Próbowały go pocieszać ale on nie pociechy potrzebował. Było mu po prostu brak jakiejś perspektywy. Był przerażony tym, że już nic się w jego życiu nie wydarzy. Dotykał samej głębi swojego jestestwa, swojego bytu i aż z bólu skowyczał nad nędzą swojej egzystencji.
Na szczęście wmieszał się w tą całą historię Dobry Bóg Ojciec i znalazł szybko dla niego zajęcie. Całe życie przeszło mu na uciekaniu od cierpienia i spojrzenia na cudzą biedę. Teraz zamieszkał z nimi ojciec Żony i szybko się okazało, że to właśnie on ma się Nim opiekować. A gdy po pewnym czasie odszedł do Domu Ojca, przyszła pora na opiekowanie się chorą Żoną. I już zupełnie nie było czasu na zastanawianie się nad tym, jak czas nieubłaganie mija. Z kolei i Ją Pan zabrał do siebie i już wyglądało, że moment włożenia kapci, wgapiania się w telewizor lub grania na komputerze, zbliża się. Ale i tym razem Pan nie zapomniał o nim. Dobry Duch wskazał mu drogę, którą w wolności mógł pójść, by jeszcze się na coś Bogu i ludziom przydać. Do zajmowania się wnukami nie specjalnie się nadawał a jego dzieci dobrze to wyczuwając, nie próbowały wciągać go w te sprawy. Pan ukazał mu inną, właściwą dla niego ścieżkę życia. „Radość przy Tobie i wieczne szczęście po Twojej prawicy”. Ewangelizacja, studia, może coś jeszcze, a na pewno wezwanie do codziennego nawracania się. Do codziennego pytania się o wolę Bożą w jego życiu, jako drogę do świętości. Bo naprawdę nie jest ważne co jeszcze Pan dla niego w życiu przewidział, byleby to w swojej historii odczytał i wypełnił. To jest ta ścieżka życia. A skoro Pan delikatnie przypomina mu upływie czasu, to aby nie zgnuśniał w tym co robi i miał oczy szeroko otwarte na fakty mijającego życia.
A czy się starzeje? Cóż, trudno powiedzieć. Wydaje mu się, że chyba nie. Fizycznie czuje się bardzo dobrze i poza chroniczną sennością nic mu nie dolega. Ale senność wynika z ciasnego pomieszczenia, w którym przebywa prawie cały dzień, gdy na dworze jest mróz i trudno okno mieć na stałe choćby uchylone. Ale to się niedługo zmieni. Sesja się skończy, będzie miał czas na spacery a potem przyjdzie wiosna i znowu będzie można cały dzień mieć otwarte okno i będzie dobrze. Co tam zresztą mówić, przecież jest dobrze.
A że czasem na sercu skuczno, cóż bywa.

Warszawa; wiosna 2006 – lato 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz